poniedziałek, 22 września 2014

Szept 4-Dotyk przeznaczenia.

  ''Każde nieznane dokądś prowadzi.''~David Mitchell 




 Postanowiłam że dzień ucieczki będzie już w czwartek. Przez dwa dni zaczęłam się pakować, ale razem z tym pojawiały się wątpliwości.
 Pakuje scyzoryk, ktoś będzie za mną tęsknić ?
 Pakuje termos, czy ktoś będzie zadawał pytania ?
 Pakuje ubrania, czy ktoś zda sobie sprawę ze zniknięcia jednaj ze szkolnych gwiazdy ?
 Jednak to właściwa decyzja, ja nie pasuje do świata intryg i kłamstw gdzie każdy jest wrogiem, a właśnie rodzice mają z tobą takie same relacje jak zdechła dżdżownica. Ucieczka jest jedynym wyjściem.
 Po dwóch dniach pakowania, poznawania Rayana i rozwiązywania dylematów nadchodzi dzień U (ucieczki). Obawiałam się go i zarazem pragnęłam. Dziś rodzice z rana jadą w delegację, a brat po szkole idzie nocować do kolegi. Cały dom będzie wolny aż do piątkowego poranku kiedy to wszyscy domownicy znajdą mój list pożegnalny. Nie chcę, ale muszę stąd zniknąć. Rayan ma załatwić auto za które muszę w połowie zapłacić, tak samo jak i za benzynę. Jedyną rzeczą darmową w naszym beznadziejnym życiu jest śmierć.
 Dokładnie o trzynastej wrócę do szkoły, będę miała tylko godzinę na dalsze sentymenty i zabranie oszczędności ze schowka. O czternastej zaczyna się ucieczka, Rayan przyjeżdża po mnie bryką za, którą zapłaciłam tysiąc pięćset złotych uradzone wcześniej ze domowego sejfu, jest tam zaledwie dziesięć tysięcy, po odjęci całkowitych kosztów na benzyn i inne używki wyjdę na minusie, reszta jest bezpieczna w banku. Zabroniono mi brać karty kredytowe. Na luksusy nie liczę, ale mam nadzieję że zdobędzie jakiegoś lepszego kampera czy jakiś większy wóz towarowy. Następnie już tylko z górki przejechać przez pół kraju wprost z Los Angele do Nowego Orleanu, miasta odwiecznej walki ze nierządnicami, wampirami i ludźmi mądrzejszymi od rządzących. Sama nie wiem czego mam się tam spodziewać, mogą mi powiedzieć że jednak się pomyliłam, a to oznaczało by chorobę psychiczną. Boje się bo to bardzo możliwe.
 Wstaje powoli z łóżka. Odhaczam krzyżykiem w kalendarzu dzisiejszy dzień czyli czwartek. Stres narasta. Dzień zmian nadszedł, po nim już nic nie będzie takie same
 Jak co dzień pakuje się, robię makijaż i jem śniadanie. Jestem sama w domu z przyrodnim bratem.
 Brandon ma dwanaście lat, jest niskim blondynem o jasnej karnacji, cierpi na nerwicę tak samo jak moja matka.
 -Hej idiotko, dzisiaj śpię u kolegi-mówi, a jego słowa zapadają głucho w powietrzu.- Wracam do domu jutro po południu więc jeśli urządzisz jakąś imprezę, a ktoś dotknie moich rzeczy powiem że jesteś w ciąży.
 -Co ?-szokuje mnie jego słownictwo,, to niesamowite jak telewizja potrafi zmienić urocze dzieci w niewydarzone potwory. Dziwne że wcześniej byłam tak nieczuła na słowa jakich używamy- A z resztą i tak nie robię żadnej imprezy-staram się być miła więc zręcznie zmieniam temat na poważny.- Spój na mnie ! Choćby nie wiem co nigdy mnie nie zapomnij, pamiętaj że jestem twoją siostrą która bardzo cię kocha.
 -A ja jestem  wielką ciotą i odwzajemniam twoje uczucia. Weź co ty chcesz się ciąć czy znów ćpałaś ?Dobra mniejsza bajo.
 -Bajo
 Być może widzę go ostatni raz. Nie wyszło tak jak chciałam, wyszło jakby z kiepskiej czeskiej komedii, ale cóż i tak za bardzo ich nie obchodzę. Odwraca się przechodząc przez próg uśmiechając się, odwzajemniam ten gest. Żegnaj.
 Ja także muszę iść do szkoły, ale zanim to zrobię wyciągam trzy duże torby, dwa małe plecaki i dwie torebki do holu by być już gotową na ucieczkę. Ostatni rzut okiem na dom i wychodzę.
 Podążam w ciszy wciąż niepewna tego co mnie czeka. Boje się, naprawdę bo wiem że to ogromny i być może najważniejszy krok w moim życiu, ale dobrze wiem że tu nie pasuje, moje miejsce jest gdzie indziej.
 Idę przez zatłoczone korytarze naszej szkoły, zazwyczaj uczyłam się średnio choć gdybym chciała mogłabym być naprawdę dobra, ale czemu nie chcę być dobra skoro mogę ?
  Pierwsza lekcja mija spokojnie, ale w trakcie drugiej mam nieustające przeczucie że coś się stanie albo co gorsza już się stało. Nagle dzwoni mój telefon, mówię nauczycielce że muszę do toalety i szybko wybiegam z klasy. Wchodzę do kabiny i dzwonie pod ten numer który właśnie dzwonił.
 -Halo, kto mówi.
 -Megan Cleanbreath, a kto pyta ?
 -To ja Rayan. Posłuchaj, zamiana planów. Musimy uciekać, teraz. Później ci wszystko wyjaśnię. Będę pod szkołą za pięć minut. Szybko !-rozłącza się.
 Coś się dzieje, coś o czym nie mam pojęcia. Znów muszę biernie uciekać.
 Wbiegam szybko do klasy i mówię nauczycielce że strasznie boli mnie brzuch. Sama nie wiem czemu to zrobiłam zamiast po prostu uciec.
 -Proszę pani naprawdę może pani mnie zwolnić ?
 -Nie-odpowiada sucho.
 -Ale proszę pani !-błaga
 -Siadaj bo zaraz pójdziesz do tablicy !
 I co teraz ? Nie mam wyboru, z resztą i tak już tutaj nie wrócę. Raz się żyje. Siadam, pakuje się i powoli zakładam torebkę na ramię wyciągając przy tym puder z kosmetyczki, użyje go za chwilę jako bezlitosnej broni.
 Jakby zaklęta wstaję kierując się ku drzwiom, wszyscy wpatrują się we mnie i się śmieją, a nauczycielka chwyta mnie za rękę. Czas na show. Uderzam ją prosto w twarz na co ona ku mojemu zdumieniu popycha mnie wprost na ławkę, a ja kopię ją w żebra. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam.
 -Spierdalaj stara suko-wrzeszczę.
 -Do dyrektora !-krzyczy
 -Do dyrektora to se możesz dawać kurwa dupy !-krzyczę na co ona szybko się podnosi. Mogłam uciec bo ta sytuacja napewno zostanie odnotowana w moich aktach, ale w sumie pierdolić je !
 Wybiegam szybko z klasy z daleka słyszę oklaski i gwizdy oraz ryk nauczycielki żeby mnie złapać, ciekawe dlaczego jej tak cholernie zależało by mnie zatrzymać. Połowa nauczycieli wyszło na korytarz żeby zobaczyć co się dzieje na szczęście nie zatrzymują mnie. To wszystko przypomina kiepską komedię, nie spodziewałam się agresji po nauczycielce matematyki, a w szczególności po pięćdziesięcioletniej kobiecie.
 Zeskakuje najszybciej jak mogę po schodach. Już jestem przed szkołą na placu gdy nagle dwaj nauczyciele wybiegają z budynku.
 Szukam Rayana, ale nigdzie go nie ma ! Nauczyciele są coraz bliżej, a ja biernie stoję przed ulicą. Jeśli mnie złapią będę miała poważne kłopoty. Odwracam głowę są dziesięć metrów ode mnie, gdy nagle przyjeżdża srebrnym kamperem mój sojusznik. Nie mam czasu na przyglądanie się jego wyglądu, po prostu wpadam i ruszamy z piskiem opon zostawiając po sobie chmurę kurzu. W  środku panuje schludny porządek.
 -Zmiana planów, musimy wyjechać szybciej. Zaraz będziemy pod twoim domem tam szybko wyciągniesz swoje rzeczy i wrócisz do auta, później ci wszystko wyjaśnię.-mówi, a ja siadam na kanapę.
 -Co ? Skąd w ogóle masz mój numer ? O co tu chodzi ?
 -Widzisz, świat dla takich jak my nie jest już tak dobry jak kiedyś. To długa historia, wytłumaczę ci wszystko w  drodze-mijają cztery minuty i już jesteśmy pod moim domem na końcu ulicy.-Gotowa ?
 -Chyba tak.
 -Lepiej wróć, sama nie jesteś bezpieczna.
 Wyskakuje z kampera wprost do mojego domu. Gdy jestem w środku panuje tu dziwny chłód, a telewizor jest włączony. Coś jest nie tak. Wchodzę do salonu, a tam już siedzi kobieta. Posiada śliczne białe włosy przypominające sztuczny śnieg. Ma chyba z pięćdziesiąt parę lat, ale jak na jej wiek wygląda bardzo dobrze, w młodości musiała być bardzo ładna. Jej piękne niebieskie oczy przypominają  zmęczone oczy robotnika w kopalni, wygląda na potężną i wpływową kobietę, ale co do cholery tutaj robi ?
 -Spokojnie-mówi nie odrywając ode mnie wzroku.-Nie bój się, znałam twoich rodziców. Jesteś Megan prawda ?-kiwam głową zaskoczona.- Nazywam się Valeria, należę do ludzi chcących zbawić świat, zresztą sama widzisz jak dookoła przemoc rządzi światem-robi pauzę i podnosi filiżankę herbaty, której wcześniej nie zauważyłam, popija roztaczając po pokoju duszący zapach i kontynuuje.-  Widzisz, istnieją ludzie obdarzeni różnymi talentami, niektórzy śpiewają inni tańczą... Za to jeszcze inni są tacy jak ty, czują, słyszą i widzą to co ty. Nie zaprzeczaj i nie pytaj skąd wiem. Nasze stowarzyszenie zajmuje się wyłapywaniem takich ludzi i proponujemy im pomoc w doskonaleniu się. Tak wiem jak to brzmi, ale działamy w pełni legalnie mając na myśli jedynie większe dobro, jednak mamy ograniczony czas działania.
 Wciąż milczę, naprawdę nic z tego nie rozumiem. Mam mętlik w głowie, jeszcze chwilę temu nudziłąm się w szkolnej ławce, a teraz dowiaduje się różnych dziwnych tajemnic.
-Jestem jak to się mówi''Szefem wszystkich szefów'', normalnie nie jeżdżę w teren tak daleko od naszej siedziby głównej, ale gdy tylko zobaczyłam twoje nazwisko od razu pojęłam że muszę to zrobić. Dla twoich rodziców. Dla ciebie.
-Muszę wracać do szkoły, mogła by pani wyjść ?-grzecznie pytam.
-Spokojnie, zaraz wyjdę. Ale ja wiem o że wcale nie wracasz do szkoły. Posłuchaj teraz uważnie Jeśli wejdziesz nie będzie odwrotu, uciekając zginiesz, zostając dowiesz się prawdy. Zrobisz jak chcesz, ale pamiętaj jedno, głupota to luksus, na który w dzisiejszych czasach nie możemy sobie pozwolić.
 Gdy to mówi przez moją głowę przelatują dziwne obrazy, w jednej chwili widzę dziwną budowle z drewna, później ktoś szepcze niezrozumiałe słowa. Wszystko ciemnieje i dostrzegam jedynie scenę gdzie moi rodzice są w małym okrągłym pokoju z tą kobietą, a ona mówi to samo zdanie tylko bardziej jadowicie. Po chwili wszystko wraca do normy. Czuje zapach mocnej herbaty, jeszcze nigdy nie czułam takiego zapachu, jest on delikatny i stonowany, a jednak potrafi przy dłuższym zaciągnięciu podrażnić nozdrza
 Czuję że czas na pogaduszki się skończył, czas uciekać.
-Przykro mi, muszę iść. Do widzenia.
-Tak spotkamy się jeszcze, ale w tedy nie będziesz miała już wyboru. A więc jak idziesz ze mną, Megan przemyśl to bo następnego razu może już nie być-podkreśla ostatnie słowo i wyciąga ręce licząc że podam jej także swoją.
 Ja nie podaję, wybiegam z domu wraz ze wszystkimi torbami i tajemniczą kasetą. Wrzucam szybko przedmiotu do kampera i wchodzę zajmując miejsce z przodu obok Rayana. Ruszamy, a ja ostatni raz spoglądam na swój dom i kolejny raz znikamy w kłębach dymu.
 -Czemu to tak długo trwało !
 -Musiałam eee... przejść się jeszcze raz po tym miejscu, wiesz nie łatwo jest porzucić swoje dawne życie dla jakiejś paranoi.
 -Dobra mniejsza- mówi jakby pod presją. - Wiem że dla ciebie nie wszystko jest jasne, postanowiłem ci wszystko opowiedzieć. Posłuchaj, nie wszystko co wiesz i znasz jest prawdą, twój światopogląd ulegnie złamaniu więc lepiej szykuj się na dłuższą rozmowę.-mówi od niechcenia.



------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ta dam !!! Oto se powracam, sam nie wiem, ale gdy tylko włażę na bloggera od razu wchodzę tu i piszę rozdział, jakaś taka wena doskonała *-*, szkołą się zaczęła prawie od miesiąca, a ja jeszcze żyje wakacjami ;-;. Dobra kończę pierdolić bo mam dużo nauki ;-;. Bajo
Ps: Wiem rozdział dziwny, ale nie będę pisać że jest beznadziejny bo każdy mój rozdział jest zajebisty (tak wiem egoistyczny ja XD).



czwartek, 18 września 2014

Szept 3- Nie ma nic za darmo.

 ''Zdrowy rozsądek to rzecz, której każdy potrzebuje, mało kto posiada, a nikt nie wie, że mu brakuje.''~Benjamin Franklin


Kleczę w drugiej ławce w pustym kościele, jest tu chłodno i prawie wszystko obite jest w porządne dębowe drewno. Nagle zjawa się Pastor.
 -Pierwszy raz cię tu widzę, nie jesteś stąd ?-pyta.
 -Właściwie to mieszkam w Los Angeles od urodzenia-uśmiecham się ironicznie, teraz widzę jaka byłam żałosna.- Ale do kościoła rzadko zachodziłam.
 Pastor siada obok mnie, dostrzegam jego niezwykłą biel w oczach.
 -Od razu zauważyłem że coś cię trapi ? O co chodzi ?-pyta podejrzliwie.
 -Ale niech pastor obieca że nikomu nie powie.
 -Dobrze.
 -Chyba nawiedza mnie duch, albo demon... Nazywa siebie Szatanem-i tu opowiadam mu zmyśloną historię
  o zmarłej babci którą on także nawiedzał.
 -To ... Bardzo nietypowe, mam zaprzyjaźnionego egzorcystę, jeśli chcesz możemy go wezwać.
 -Kiedy będzie.
 -A kiedy może ?
 -Nawet teraz  !
 -Dobrze, zaraz do niego pójdziemy, tak się składa że jest na plebanii, choć ze mną.
 Idziemy na drugi budynek obok kościoła, później skręcamy do drzwi frontowych wchodząc przez nie. Następnie po kasztanowych schodach w górę i jesteśmy już przed drzwiami egzorcysty mojego wybawiciela. Pastor puka do drzwi, a one jakby tylko czekały bo same się otwierają. Nagle doznaje szoku.
 Drzwi otwiera mi nie starszy poważny pan tylko rozbawiony młody buntownik wiekiem przybliżonym do mnie. Jest wysoki, szczupły i widocznie zadbany, choć zauważam u niego liczne siniaki na prawej nodze, jest przystojny, ale czy taki kleryk mógłby być z takim niespokojnym duchem jak ja ? Gdy spogląda na mnie jego oczy błyszczą, dziwnie się czuje gdy spogląda na moje piersi, a może patrzy na mój talizman ?
 -Witaj Eugeniuszu, Ludwiku trzeci. Ta oto młoda dziewczyna napastowana jest przez nieznośnego ducha, czy mógłbyś jej pomóc-zwraca się do niego z podziwem i pełnią szacunku.
 -Okey, zobaczymy co da się zrobić-pastor stoi nieruchomo.-A teraz zmykaj, sio ! Potrzebuje miejsca i spokoju, a ty mi zakłócasz. rozmowę z Panem.
-Jeśli czegoś byś potrzebował tylko poproś.
 -Zjeżdżaj !-krzyczy.
 Pastor ucieka w popłochu, a ja stoję zaszokowana sytuacją, cały strach jaki czuję mija. Idiotyczność  sięgnęła maximum. Jak ten dzieciak ma mi niby pomóc ?
 -A więc tag, nie zadawaj głupich pytań, rób to co ci każe, i pod żadnym pozorem nie ruszaj się, nie mów nic, w ogóle udawaj że cię tu nie ma dopóki ci nie pozwolę.
 Po chwili zrzuca ze stołu na środku pokoju wszystko co nam jest razem z obrusem, do okrągłego stolika podkłada dwa krzesła, wyciąga tą samą tabliczkę którą używaliśmy u mnie w domu. Zapala świeczki i zasłania żaluzje.
 -To najprostsza wersja kontaktu, szybka choć mało skuteczna. Nie wspominaj o tym pastorowi, jestem medium, ale nie mam siły na takie zabawy dziś. Zróbmy to szybko.
 -Dobrze.
 -Znasz zasady ?
 -Tak.
 Kładę ręce na wskaźnik dotykając jego, są ciepłe i gładkie. Trzymamy je na planszy, gdy nagle wskaźnik się porusza. Najpierw wskazuje na słowo WITAJ a następnie znów to samo zdanie JESTEM DIABŁEM... Ale to nie robi najmniejszego wrażenia na nim.
 -Dobra, -wstaje z niechęcią i bierze wodę święconą oraz krzyż.- Odejdź duchu nieczysty ! Nakazuje to ja kaznodzieja ! Uciekaj lub giń w mocy anielskiej !-krzyczy bez emocji, cały pokój zaczyna wirować, a temperatura skacze. Nagle wszystko ustaje, a przez moją głowę przelewa się cichy szept.
 -Ciemność jest w tobie, tego nie unikniesz... Jesteś taka sama jak twoi rodzice-syczy diabeł.
 To już ? Tak szybko ? Nic z tego nie rozumiem ...
 -No to już po wszystkim biała-uśmiecha się złośliwie.
 -Po pierwsze jestem Megan proszę pana ?-mówię z szacunkiem po czym on wybucha śmiechem.
 - Dobra jesteś, ''proszę pana''. Jestem Ryan, ale nie mam siły z tobą gadać, możesz wyjść ?
 -Nie chcę wychodzić od takiego bajeranta...
 -Po prostu wolę żyć w świecie bez kłamstw-spogląda bacznie na mnie.- Herbaty ?
 -Nie, dziękuję.
 -To dobrze, ja też jej nie pijam...
 -A więc co ?
 -Co, co ?
 -Jak, dlaczego, kiedy to się stało ?
 -Co ?
 -Co żeście zrobili ? Bo chyba ten duch sam się nie zjawił ...
 -Tydzień temu ... To miała być tylko zabawa... Sam widzisz jak się skończyło...
 -Tak, widzę.
 -Nie jesteś typowym egzorcystą-mówię.
 -Nie, tak naprawdę w ogóle nim nie jestem, widzisz ja nie jestem takim zwykłym człowiekiem... Mam szczególne zdolności, a w dzisiejszych czasach ta zdolność jest bardzo niebezpieczna.
 -Czyli jesteś medium ?
 -Tak...
 -Ja chyba też... Choć nie za bardzo wszystko rozumiem...
 -I jak to się zaczęło ? Na czym polega twój dar ?
 -Jeszcze sama dobrze nie wiem ... Chciałabym stąd wyjechać, lepiej to wszystko zrozumieć... Mogłabym zrobić to nawet teraz, moje życie powoli zmierza ku końcowi.
 -Uważaj bo zaraz się popłaczę, to jest żałosne, ale hmmm ...Wiesz, jesteś już chyba dorosła... I możesz sama decydować o swoim życiu, a ja wyjeżdżam stąd...
 -Gdzie ?
 -Właśnie do tego zmierzałem... Jadę do Mekki każdego medium, wiesz czasy są niebezpieczne, a to jedyne miejsce gdzie nic nam nie grozi... I jeśli byś chciała, wiesz przyda mi się towarzystwo.
 -Oczywiście-odpowiadam naiwnie.
 Dziwnie szybko przyszło nam nawiązać znajomość... Czuję się jakbyśmy znali się od zawsze.
-Nie za darmo-czar prysł.
-Czego chcesz ?
 Następnie siada obok mnie i patrzy swoimi wielkimi brunatnymi oczyma.
 -Twój łańcuszek z krzyżem, plus koszty za wyprawę i jakąś łapówkę za wyrozumiałość, a i przy okazji lepiej się poznać, bo nie jestem pewien czy nie jesteś psycholką.
 Wszystko z tych rzeczy z łatwością mogę oddać, ale z krzyżem będzie problem. Mam go od kiedy pamiętam, to rodzinna pamiątka sama nie wiem ile ma lat. Jest on czarny, a wokół krzyża opleciony jest wąż, sama nie wiem co on symbolizuje, może rozłam kościoła ? Nie mam wyboru muszę oddać mu go, nie mogę tu zostać, wszystkim moje zniknięcie tylko pomoże. Ale czy napewno ja tego chcę ?
 -Dobrze, ale pod warunkiem że jeszcze poduczysz mnie rozwinąć zdolności.
 -Umowa stoi. Tylko uważaj bo sama nie wiesz na co się piszesz-znów uśmiecha się złośliwie.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
   Ale szybko te rozdziały piszę ! No nic, następny jest już gotowy, ale muszę jeszcze go sprawdzić ... Do następnego :*. (Każdy błąd znaleziony jest mile widziany :D.)




poniedziałek, 15 września 2014

Szept 2 -Paranoja.

"Jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana"~Autor nieznany


 -Aaaaaa !-krzyczę najgłośniej jak potrafię.
 Znów wszystko wiruje, strach przejmuje nade mną kontrole. Padam na ziemię nie rozumiejąc co się ze mną dzieje, tracę przytomność.

                                                                 ***

Budzę się znów w moim pokoju, ale tym razem leże pod kocem na łóżku, a obok na szafce nocnej stygnie kubek ciepłej herbaty...
 Biorę bez zastanowienia ciepły trunek rozmyślając nad wszystkim dookoła. Coś ze mną jest nie tak, co chwila mdleje, słyszę głosy, czuje obecność wiedząc gdzie moje urojenie stoi.  To brzmi jak początek schizofrenii albo dobrego thrillera.
 Zauważam że za oknem panuje już wczesny poranek, musiałam nieźle zemdleć. Dziwne że nikt przy mnie nie siedzi ... Nagle jakby na zawołanie przychodzi mama.
-Hej skarbie, doktor mówił że możesz dużo krzyczeć i opowiadać rożne głupoty ...
-Mamo ! Tu się dzieje coś niedobrego, coś mnie śledzi, szepcze, boję się-wybucham płazem jak małe dziecko, wszystko jest tak niedorzeczne.
-Spokojnie, doktor mówił że po tygodniu mamy się z nim skontaktować-mówi łagodnie mama.-Pamiętaj  zaraz do szkoły.
-Ale mamo !-krzyczę
-Ale to nie ja się naćpałam ! Patrz !-wyciąga jakiś świstek papieru zza pleców.-Tu jest napisane że wykryto u ciebie sporą ilość ekstazy, no i jeszcze jedna tabletka leżała pod stołem ...
-Ale ja nic nie brałam !-krzyczę
-Dobra, dobra, lepiej pakuj się do szkoły ! Jest już siódma-mówi po czym wybiega z pokoju.
 Mam mało czasu więc bez zastanowienia myję włosy, robię makijaż i staram się nie odwracać w stronę drzwi skąd wyczuwam dziwne negatywne uczucia. Już pół godziny później jestem gotowa i powolnym krokiem, samotnie podążam ku szkole, głowa strasznie mnie boli ,a do tego zaczynam słyszeć dziwne szmery. Napięcie narasta.
 Wreszcie dochodzę do szkoły, jest to wielki szary budynek z żałosną historią nauki wielu bachorów. Gdy tylko otwieram drzwi czuję powiew ciepłego powietrza i słyszę piski moich ''przyjaciółek''.
 -Hej Meg !-krzyczy Menelinda pieszczotliwie tak przezemnie nazwana, choć tak naprawdę nazywa się Melinda-Słyszeliśmy o waszym małym szaleństwie z białymi tabletkami-Przewraca oczami i wszystkie wybuchają  śmiechem.
 -I nas nie zaprosiliście ? Podobno wylądowałaś na tydzień w szpitalu ... Tak się naćpałaś że słyszałaś głosy!-znów chochliki wybuchają śmiechem.
 -Jezu uspokójcie się ! Nic nie braliśmy !-krzyczę na co ona wpatrują się  we  mnie wielkimi za mocno pomalowanymi oczami.
 -Och skarbie, ale my wszystko wiemy, twoi starzy znaleźli amfe i zamieścili zdjęcie na fejsie ...-wciąż do znudzenia wybuchają śmiechem, coraz bardziej zaczynają mnie irytować.
 -Co ? Moi starzy ! Co za idioci-jak mogli mi to zrobić ? Postąpili jak głupie trzylatki.-  Nic nie ćpaliśmy zapamiętajcie to sobie !-krzyczę z furią.
 Na to wszystkie milkną i rozpływają się tak szybko jak się zjawiły. Idę powoli opustoszałymi korytarzami nie śpiesząc się na lekcje, w ogóle dzwonił dzwonek ? Po dziesięciu minutach już stoję niechętnie przed drzwiami do gabinetu historycznego. Przecież ja tu nie pasuję.
 Pukam i następnie wchodzę z gracją nie patrząc nikomu w oczy. Przepraszam uprzejmie za spóźnienie i zajmuje miejsce pomiędzy Mirindą, a Klarą, od razu zauważam ich uśmieszki. Następnie wypakowuje się udając że nie widzę jak się do mnie uśmiechają. Ja tu naprawdę nie pasuje.
 -Co ? O co wam chodzi ?-pytam.
 -O nic skarbię, ale naprawdę nie pamiętasz jak się naćpałaś ? Ale miałaś jazdę-szepcze z złośliwym uśmiechem.
 -Jak to ? Nie pamiętam żebym coś brała?-syczę wściekle.
 -Bo to my ci aż trzy wrzuciliśmy do piwa, sami wzięliśmy tylko jedną...
 -Wy pieprzone ćpuny ! Dlaczego mi to daliście ?-krzyczę po cichu.
 -Dla beki skarbię, byłaś taka spięta, a tam na strychu to dopiero mieliśmy schizy.
 -Ale to działo się naprawdę !
 -Tak naprawdę, w twojej głowie idiotko!-mówimy coraz głośniej
 -Ale !-nagle nauczycielka zwraca mi uwagę więc się uciszam.
 Siedząc tak w ciszy czuje na sobie wzroki każdej osoby w tej klasie, każda się patrzy i szepcze. I jeszcze ten ból głowy. Nagle dzwoni dzwonek.
 -Następny temat omówimy na następnej lekcji-mówi po czym wszyscy wychodzą z klasy.
Ostatnia wychodzę na spotkanie z szyderczymi śmiechami, ale zamiast tego uciekam szybko do łazienki. Po dzwonku znów samotnie wracam do ławki, ignorując każdego kto na mnie patrzy i każdego kot do mnie mówi. Znów wchodzi nauczycielka i zaczyna się lekcja na, której mam zamiar się skupić.
 -Dziś omówimy sprawę czarownic z Salem i ich teologii.. „Czarownice z Salem” to zwyczajowa nazwa grupy około 80 kobiet i mężczyzn, oskarżonych w procesie sądowym o czarnoksięstwo, w 1692 w Salem Village i Salem Town, w Nowej Anglii obecnie stan Massachusetts, USA. Rezultatem tej sprawy była egzekucja 13 kobiet i 7 mężczyzn.
 Proces rzekomych „czarownic” skutkował odsunięciem purytanów od wpływu na władze i zapoczątkował ewolucję społeczeństwa amerykańskiego w kierunku państwa neutralnego ideologicznie.
Proces „Czarownic z Salem” rozsławiły amerykańskie dramaty: Giles Corey Henry Wadsworth Longfellowa i The Crucible (pol. Czarownice z Salem) Arthura Millera, będące alegorią prześladowań jednostek przez niesprawiedliwą władzę-robi pauzę. -Oczywiście żadne z dawnego motłochu osób nie mogło pojąć  że oni tylko próbowali pomóc. Każdemu z nich dali niewidzialne piętno, każdy się ich bał i zarazem nimi gardził. Niestety większość zapisków spłonęła lub zawieruszyła się gdzieś w meandrach czasu. Choć żadne z nich nie uprawiało czarów to zarzekali się oni że potrafią przywoływać zmarłych, leczyć i powodować wiele niezwykłych zjawisk. Mnie osobiście ten temat zaciekawił że zdawałam z niego pracę magisterską ...-jednak nie potrafię się dalej skupić bo zasypiam.
 Budzę się pod koniec lekcji kiedy nauczycielka kazała napisać nam wypracowanie o tym jak polowano na czarownice i rodzaje tortur. Dzwoni dzwonek, a moja głowa rozłupuje się na pół. Wszystko zaczyna się chwiać jak w łodzi. Klasa pustoszeje, a ja podchodzę do nauczycielki.
 -Proszę pani źle się czuję, chyba jestem chora-mówię.
 -Widzę że od kiedy przyszłaś jesteś jakaś zmęczona, nie mogę cię teraz zwolnić bo na trzeciej lekcji czyli teraz jest apel. Później możesz zrobić co zechcesz.
 -Dziękuję-mówię, a świat znów wiruję, muszę przetrwać jeszcze trochę.
 -A teraz zmykaj już !-Krzyczy blond włosa historyczka.
Chwiejnym krokiem podążam do drzwi. Następnie idę wężykiem ku uciesze wrednych żmij z mojej klasy które od razu mnie obgadują, nie ma to jak ''przyjaciółki''.
 Wreszcie dochodzę do łazienki, głowa rozłupuje mi się na dwie półkule a świat zrobił potężnego fikołka, przez to wymiotuję do toalety. Co mi jest ? Nic z tego nie rozumiem ...
 Nagle jak za dotykiem magicznej różdżki wszystko ustaje, ale ja  nie mam czasu na zastanawianie się nad tym, muszę biec na apel do sali gimnastycznej.
 Jest to ogromna hala w której przeważa szyba ze szkła hartowanego.  Sala jest przestronna i przy tym z łatwością może pomieścić całą szkołę. Gdy na nią wchodzę udaje mi się znaleźć moje ''Przyjaciółki'' staję koło nich obok szyby i czekam aż zacznie się show.
 Wchodzi nasza dyrektorka. Gruba rudowłosa szmata znienawidzona przez wszystkich.
 -Witajcie ! Dziś jest setna rocznica założenia naszej szkoły ! Z tej okazji nasze szanowne kółko teatralne ułożyło krótki spektakl z tej okazji.
 Na zewnątrz zaczyna zbierać się na burzę, a w środku zaczyna się cyrk dziwadeł. Wchodzi jakaś staruszka i młoda dziewczyna.
 -Dzień dobry babciu, słyszałaś jutro idę do pierwszej klasy podstawówki.
 Niebo ciemnieje.
 -Skarbie zapamiętasz ten dzień do końca życie ! Ja także pamiętam gdy poszłam do 1 klasy...-teraz dziewczyny odchodzą, a zjawia się scena z czasów młodości jej babci.
 Ciemnowłosa dziewczyna idzie polna drogą do szkoły, teraz rozpoczęła się część pantomimiczna.
 Dziewczynka wita się ze znajomymi z nowej klasy.
 Trzask pioruna.
 Dziewczyna dostaje pierwszą ocenę.
 Zaczyna padać grad.
 Dziewczyna dostaje pierwszego kosza
 Zaczyna ostro wiać
 Dziewczyna kończy liceum z bogatą historią
 Zaczyna mnie boleć głowa.
 Scena powraca do sytuacji z samego początku gdzie babcia żegna się czule z wnuczką.
Wszystko znów wiruje, świeci i błyszczy. Zielony, czarny, fiolet wszystko zlewa się zesobą. Oślepiona dotykam szyby, a ta rozbija się w drobny mak wpuszczając świeże powietrze razem z całym huraganem. Nikt nie wie co się dzieje, ale każdy panikuje gdy grad z deszczem wlatuje przez pustą ścianę do środka.
 Piski krzyki, uczniowie uciekając z sali, nikt nie umie zapanować nad tym przerażeniem. Ja także rzucam się w wir emocji, nie wiem czy to nastąpiło przypadkiem, czy może nie, wiem tylko że trzeba uciekać.
 Ludzie w takich sytuacjach zachowują się jak bydło taranując najsłabszych. Każdy myśli tylko o tym czy uda mu się przeżyć choć nie wiadomo czy jest jakieś prawdziwe zagrożenie, ale jednak szyba szyba na zamówienie sama nie pękła. Każdy z nas przygotowany jest na atak terrorystyczny.
 Biegnę przez korytarz i nagle ktoś popycha mnie w bok wprost na schody prowadzące do piwnic szkolnych. Rozglądam się, po schodach głównych zbiegają uczniowie, mogę zejść jeszcze przez piwnicę unikając niepotrzebnych przepychań. Wybór jest prosty.
 Idę coraz niżej zapalam światło, jest tu chłodno i da się wyczuć wiekowość tego miejsca. Skonfiskowane przedmioty, stare szczotki i masa podręczników. Dostrzegam klapę przez którą prześwituje słońce, pewnie tam jest wyjście.
 Wciąż niepewnym krokiem podążam przez graciarnie i gdy już jestem przy klapie nagle dostaję szoku, to jakby natchnienie, ale bardziej realistyczne i prawdziwe. Sama nie wiem skąd to wiem, ale jestem pewna że coś złego niedługo przydarzy się moim rodzicom. Po prostu to czuję. Nie wiem co się ze mną dzieje, jestem tylko pewna o swym ogromnym przerażeniu.
 Wybiegam ze szkoły pewna że te promyki słońca to tylko chwilowy przebłysk, ale nie, panuje piękny dzień ! Nic z tego nie rozumiem. Czy to już jest stan choroby psychicznej ?
 Nie chcę wracać do domu, ani do żadnych fałszywych znajomych. Do głowy przychodzi mi jedyne miejsce, które może pomóc mi wygonić szatana z mojego życia. Pomóc i to z natychmiastowym skutkiem. Po głowie kołacze mi tylko to jedno miejsce
 Kościół.




------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To był meeeega długi rozdział więc rozbiłem go na dwa. Następny będzie zajebisty *-*.  Tag tu mało kom-ów ;-; no nic przecież jest kryzys ;-;. bAjEcZkA. A i sorry za błędy ;D.

wtorek, 9 września 2014

Szept 1- O krok od szaleństwa.




''Najciemniej jest zawsze przed świtem''



Budzę się powoli i spokojnie otwierając oczy. Jestem w białym sterylnym pomieszczeniu, to chyba szpital bo leżę na jednym z dwóch łóżek, w pokoju oprócz mnie nie ma nikogo oprócz bladego światła z lampy.
 Co się wczoraj stało ?
 Powoli przypominam sobie horror. Moją głowę rozsadza ból nie do wytrzymania.
Mija godzina odkąd się tu obudziłam, nic tylko parę rurek przyczepionych mam do dłoni. Zaczynam się nudzić gdy nagle na sale wchodzą moi rodzice wraz z jakimś facetem w białym kitlu, to pewnie lekarz. Wydaje się miły, ma wielkie błękitne oczy, lekko pożółkłe włosy podchodzące pod siwe. Jest wysoki i szczupły, jest chyba w wieku mojego ojca.
 -O widzę że panna Megan już się obudziła, boli cię głowa ? Tylko spokojnie, bez żadnych krzyków, Czujesz jakiś dyskomfort ?-pyta łagodnie.
 -N-nie proszę pana. Kiedy wrócimy do domu ? Gdzie jesteśmy ?-pytam.
 - Pan Woolf chce jeszcze chce z tobą porozmawiać o tym wypadku, czy nic napewno ci nie jest. Czekamy w aucie przed szpitalem-kończy mama.
Rodzice wychodzą z pokoju, zostaje sama ze starym facetem, który widocznie nie golił się od paru dni. Czemu tak szybko zostałam wypisana ze szpitala ? Coś tu jest nie tak.
 -Megan, posłuchaj nie mamy za dużo czasu, nie możesz dać po sobie poznać że masz ten dar. Jeśli coś by się stał jedz do Nowego Orleanu pod ten adres-podaje mi małą wizytówkę, o co mu chodzi ?- Posłuchaj to nie są żarty, możesz wylądować na ulicy lub w psychiatryku. Możesz zginąć albo gorzej, jeśli cokolwiek się zdarzy uciekaj bo cię znajdą, kiedy będziesz na miejscu włącz kasetę którą znalazłaś w domu. Pamiętaj nie ufaj teraz nikomu, żyj jakby to się nie wydarzyło, nie ignoruj tych którzy przychodzą, nigdy nie wątp że jesteś nawiedzoną-łapie mnie za rękę.
 -Zostaw mnie zboczeńcu !-Krzyczę po czym uciekam z pokoju wprost przed windę, wciskam guzik parking i od razu zauważam machających do mnie rodziców stojących koło naszego czarnego Jeepa.
 Wchodzę na tylne siedzenie całą roztrzęsiona, wracamy do domu przejeżdżając przez zakorkowane ulice Los Angeles. Nagle mama zagłusza radio swoim pytaniem.
 -Na pewno wszystko w porządku skarbie ? Widzisz spałaś aż tydzień !-mówi spokojnie.
 -Aż tydzień?!?-powtarzam zaskoczona.
 -Tak, po tym jak twój ojciec wpadł na strych gdzie zrobiliście sobie melanż, zauważył że oprócz tego byliście naćpani, gadaliście o głosach i tym podobnych, nigdy więcej nie zostawimy was samych w domu.
 -Co ?!?-krzyczę.
 -Wiesz my z twoim ojcem też tak szaleliśmy, ale rodzice się o tym nigdy nie dowiedzieli.  Mimo wszystko nie wolno ćpać ! Zostajesz uziemiona na miesiąc za niebywałą głupotę.
 -A co z innymi ? Wy ćpaliście co ?!?-ponoszą mnie emocje
 -Ojciec odwiózł was do szpitala, ty ostatnia się obudziłaś ... Masz zwolnienie z wf na tydzień, aha i musisz posprzątać strych który zdemolowaliście.
 -Mamo co się tam naprawdę stało ! Na pewno znasz odpowiedz, przecież to wasz dom !-krzyczę ale ona mnie ignoruje
 I tak oto jedziemy w ciszy aż docieramy do domu. Przechodzę próg i nagle czuje że ktoś za mną stoi, czuję to. Jednak gdy z przerażeniem odwracam głowę nikogo nie widzę.
 Cały dzień szybko mija ciągłym strachu i uczuciu obserwowania, dochodzi 19 gdy mama puka do drzwi co ja oczywiście ignoruje.
-Ignoruj se mnie ile chcesz ale pamiętaj musisz posprzątać strych. !-krzyczy
-Dobra ! Tylko uspokój się i zamknij jakbyś mogła mamusiu.
 -Nie tym tonem młoda damo !-krzyczy.
 -Oj ucisz się rzesz !-piszczę.
 Wybiegam szybko z pokoju wprost na schody po których docieram do tych samych drzwi przez które przechodziłam tydzień temu. Znów czuję strach, wiem że nie jestem sama.
 W pomieszczeniu panuje totalny chaos, wszystko porozbijane, książki porozrywane i stary telewizor pobity wraz z talerzami. Nienawidzę sprzątać, ale próbuje jakoś się w tym zatracić. Udaje mi się bo po czterech godzinach jest już w miarę czysto jak na to miejsce.
 Co mogło spowodować takie zniszczenia ? Może faktycznie coś braliśmy i nawet nie pamiętamy ? Ale ja wciąż słyszę ten syk i czuje obecność, wiem że coś tu jest i znów stoi koło telewizora. Pozostaje jeszcze ten dziwny lekarz i jego ostrzeżenie ... Robię sobie odpoczynek  rzucam się na stara kanapę i zabieram się za czytanie pierwszej lepszej książki ze stosu. Tytuł brzmi '' Nawiedzeni '', brzmi nieźle choć trochę komicznie.
 Narratorem jest Melani Draw,która prowadzi nas przez mroczny świat tłumacząc wiele niezrozumiałych zdarzeń, opowiada niezwykłą historie o seansach spirytystycznych, o opętaniach, jak i o wpływie strefy duchowej na zwykłego człowieka.  Chodzi głównie o tematykę nieśmiertelności naszej duszy i wieczny głód w naszych sercach który popycha nas coraz dalej. Jest tu też bardzo rozwinięty wątek osób zwanych przez autorkę nawiedzonymi, posiadają oni zdolności do porozumiewania się w szelaki sposób z duchami.  Ciekawe skąd ona to wie ?
 Może to jednak kłamstwo ? Jestem katoliczką która prawie nigdy nie bywałą w kościele, z religi zawsze uciekałam, ale wiem że oni zabraniają uczestnictwa w takich świętokradztwach ...
 Nagle gdy przewracam już kolejną stronę okazuje się pusta, jak reszta następnych ! Co to ma być ? Chyba jakiś żart !Jest tylko wyryty ołówkiem czarny krzyż, całkiem podobny do tego co noszę od kiedy pamiętam.
 Wstaje cała w furii gdy nagle moje kości sztywnieją, słyszę ciche puknięcie. I jeszcze raz, i jeszcze ... Spokojnie to napewno da się wyjaśnić ! To tylko pukanie ! Uspokój się ! Nagle z hukiem rozbija się wazon stojący stabilnie na półce. Szybko w strachu wybiegam z strychu.
 Zamykam się na klucz w swoim pokoju i zakładam słuchawki.
  Spokojnie, spokojnie ... Policz do trzech. Raz, dwa, trzy. Raz, dwa, trzy. Raz, dwa.
-Trzy-mówi głos w mojej głowie.


 ------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przybywam z nowym ;-; Miałem tyle pomysłów na tego bloga że aż wszystkie wyleciały i zostało to co widać ;-; Taki trochę mdły, ale teraz musi być nudo żeby później było strasznie i ogólnie zajebiście. Tra la la to koniec ;p. ZAPRASZAM DO OBSERWOWANIA (Tag grożę wam XD).



sobota, 6 września 2014

Prolog- pierwszy znak.

 Płytka, arogancka, zaciekła, wredna dziwka. Tak opisuje mnie większość szkoły i znajomych, choć nikt nie śmie  powiedzieć mi prosto w twarz bo wie że został by zniszczony. Jaka jestem naprawdę ? Średniego wzrostu niebieskooka pięknisia o niezwykle jasnych włosach, niepozorna imprezowiczka służąca jako dobrze zamaskowany wrak emocjonalny. Już w wieku dziesięciu lat zmarli moi biologiczni rodzice to był  cios dla mojej kształtującej się psychiki i małego serduszka. Nie miałam rodzeństwa, zostałam sama z domem. Na szczęście zaadoptowała mnie rodzina Black'ów kochająca i ciepła. Pokochałam ich i mojego młodszego przyrodniego brata.
 Następnie już jako czternastoletnia letnia dziewczyna zakochałam się nieszczęśliwie w najprzystojniejszym chłopaku w szkole. Niestety on był zemną tylko dla zakładu. Jego temat dotyczył ''Czy cichą wariatkę da się przelecieć w jeden tydzień '' ? Odpowiedz brzmiała tak. Po wszystkim zostawił mnie jak szmatę, ale we mnie coś pękło. Teraz już nie zostało chyba nic z dawnej uroczej dziewczyny o króliczym sercu. Po tym jak moje serce rozpadło się na kawałki myślałam tylko o zemście, jedynie to słowo powtarzały chóry w mojej głowie. Zemsta ! Zemsta ! Zemsta ! I dalsza część jest już nieco mroczniejsza i dramatyczna gdyż wdawałam się coraz to w gorsze towarzystwo, stawałam się coraz bardziej popularna w szkole, niszczyłam coraz więcej serc, ale wciąż było mi mało, chciałam żeby wszyscy czuli się tak samo jak ja w tedy. Wreszcie stałam się królową, zdobyłam szkołę, lecz to miało swoje konsekwencje. Musiałam porzucić dawne przyjaźnie, mocniej się malować, skąpiej ubierać. Stałam się płytka i przestałam się uczyć. Zaczęłam robić wszystko na przekór, w tym okresie pierwszy raz się upiłam, zapaliłam pierwszego skręta i zaczęłam czerpać satysfakcję z ludzkiego cierpienia. Dawna ja chyba jeszcze nie umarła, ale i tak nie potrafi się wydostać z mroków nowej duszy.
Teraz siedzę spokojnie na fotelu koło kominka w salonie. Pokój jest duży z jedną ogromną szybą zamiast ściany prowadzącą na taras, teraz zagracony jest pustymi puszkami po piwach i ciuchach powyrzucanych z szafy mojego pokoju. Zegar cicho tyka, a obok mnie na kanapie siedzą Max, Klara i Miranda, moi najlepsi przyjaciele i najwięksi wrogowie.
 Dziś jak co miesiąc zrobiliśmy sobie wieczór horrorów i alkoholu. Moi rodzice wyjechali  delegacje i wrócą dopiero jutro rano,
-Japierdole, Max wyłącz to bo zaraz zasnę-mówię przerywając scenę gdzie zombie zjada mózg głównej aktorce.- Dlaczego to się stało tak nudne ?-pytam.
 -Bo od roku oglądamy jakieś lamerskie filmy ?-mówi ironicznie Klara.- Megan może masz jakieś miejsce w tym domu gdzie możemy trochę się wyszaleć? Coś rozbić lub znaleźć ? Może jest tu miejsce gdzie nigdy nie byłaś-pyta.
 Tak, to strych. Nigdy nie miałam takiej potrzeby. Mój dom liczy sobie cztery sypialnie, trzy łazienki, dwa salony, ogromną piwnice, jadalnie,spiżarnie, kuchnie, taras, ogród, dwa balkony i  piętro, suszarnie, składzik oraz strych, a to wszystko w designerskim stylu.
-Wiesz jest jeszcze strych, ale tam pewnie nic nie ma. Jak chcecie to chodźcie-mówię biorąc do ręki czyjeś piwo na co oni zgodnie kiwają głowami. Przechodzimy przez biały przedpokój, później schodami w górę i jeszcze raz w górę, teraz zostały nam do pokonania jedynie stare dębowe drzwi. Ostatnia przeszkoda, która okazuje się otwarta. Wchodzimy.
 W środku panuje nieład, stosy zakurzonych książek, krzesła, stoliki, świece i pełno innych rzeczy wala się tu tworząc ogromny chaos wśród drewnianego ukosu. Gdy zapalam latarkę jest jeszcze gorzej. Kurz dusi niemiłosiernie, a ciemność lekko przeraża.
 -A więc tak, poszukajcie może jakiejś kasety z horrorem czy coś w tym stylu, sama nie wiem czego tutaj można się spodziewać-kończę pogodnie.
 Każde z nas bierze latarkę bo żarówka słabo oświetla to pomieszczenie, po czym rozchodzimy się po każdym koncie.
 Ja stoję w zachodniej części, samodzielnie przekopuje się przez trofeum łosia, puzon, książki i talerze. Wreszcie dokopuje się do jakiejś starej kasety z nieznanym mi symbolem i słowem ''nemesism''. Zauważyłam jeszcze dziwną tabliczkę z napisem Ouija. Może po łacinie nie dotykać ?
-Patrzcie znalazłam coś, tu pisze że to tabliczka Ouija, we ktoś co to znaczy ?-pytam na co wszyscy odpowiadają że przecząco.
 Miranda biegnie szybko po laptopa z salonu, a reszta z nas szykuje okrągły stół i krzesła przy okazji odnajdując star telewizor z DVD czytającym kasety. Ja jednak nie mówię im o kasecie, jakoś wiem że spoczywa w niej coś ważnego. Nagle przybiega Miranda
 -Dobra, a więc tak-mówi.- Tabliczka ta, służy do porozumiewania się z duchami-wszyscy się uśmiechają.- Tu pisze że należy zebrać od trzech do ośmiu osób, rozpalić świece i najlepiej żeby to było żeby to odbyło się przy okrągłym stoliku. To co zaczynamy ?-pyta.
 Powoli w ciszy każde z nas umiera z ciekawości i gdy już każda latarka została zastąpiona świecą każde z nas siada wokół stolika. Powoli rozkładamy tabliczkę, okazuje się że znajdują się na niej litery alfabetu, liczby od 0 do 9, słowa tak, nie, nie wiem i jeszcze witam oraz żegnam, dodatkowo jest jeszcze trójkątny wskaźnik z dziurą w środku.
 Jesteśmy gotowi, na ogromnym zegarze dostrzegam że dochodzi dwunasta jeszcze tylko dziesięć minut.
-Gotowi ?-pyta Max.
-Chyba tak, zaczynamy-podsumowuje Klara.
 Wszyscy czują rosnące napięcie.
-Na początku wszyscy musimy położyć ręce na wskaźnik i powitać się oraz zadać pytanie-tłumaczy nam Miranda.- Tak w każdym razie tam pisało.
-Zaczynajmy, Megan to twój dom więc czyń honory, a i najważniejsze kogo chcemy wezwać ?-pyta Miranda.
-Może ducha mojej zmarłej babci ?-pyta Max.- Była trochę świrnięta, ale umarła dwa lata temu.
-Ja nie umiem, pierwszy raz o tym słyszę, może ty zaczniesz, przecież o tym czytałaś.
-Okay, zaczynamy-wszystko w okół szaleje z podniecenia i strachu.-Duchu Elizabeth Newreed  przybądź tu na nasze wezwanie-cisza.-Przybądź -mówi głośniej, lecz nic się nie dzieje.
 Nagle zaczynam coś czuć, nie widzę ale wiem że ktoś stoi koło telewizora, wyczuwam jego myśli, szepcze coś, przeczuwam niebezpieczeństwo, to nas obserwuje. Postąpiliśmy jak banda debili. Miranda próbuje jeszcze raz, ta cisza przerywana przez szepty nie wróży nic dobrego.
-Przybądź na moje wezwanie duchu Elizabeth babko Maxsa-mówi teraz już półżartem i pół pijana.
 Nagle ku mojemu przerażeniu, wskaźnik na którym spoczywa prawa dłoń każdego z nas zaczyna samodzielnie się poruszać, napięcie wzrasta bo wskaźnik przejeżdża na napis witaj, ale nikt oprócz mnie nie bierze tego serio.
-Witaj duchu w ten piękny piątkowy wieczór, który spędzamy u Meg oglądając gówniane horrory i pijąc na umór-mówi beztrosko Miranda, oni chyba biorą to za żart i myślą że to ja ruszam wskaźnikiem.- Przywołaliśmy cię byś odpowiedziała nam na pytania, ale jakoś niewierze że tu jesteś. Skoro tak kochana babciu to pokaż nam swoją obecność-mówi co wywołuje fale śmiechów.-Zdradź swoją obecność-Tym razem te słowa zapadają głucho w powietrzu
 W jednej chwili wszystko zamiera, nawet zegar. Najpierw zjawia się lodowaty chłód, a później gasną świeczki. Teraz i oni się boją. Max zapala latarkę, od mrozu zesztywniały mi kości, ale nie mam zamiaru ruszać się z krzesła i nie odrywam ręki od wskaźnika.
-Kurde, Meg to nie są żarty, przestań! Wszyscy się boimy zadowolona-mówi z przerażeniem Miranda.
-Ale to nie jest mój kawał !-krzyczę i nagle wskaźnik znów się porusza.-M-max poświeć tu d-dobrze ?- dzięki mojej sugestii zauważamy litery układające się w słowa JESTEM  DIABEŁ, A WY JESTEŚCIE MARTWI.
 Miranda piszczy szuka wyjścia, latarka Maxsa gaśnie, Klara uderza o coś twardego, a ja wciąż siedzę. Nagle słyszę że okno eksploduje, co chwila światło z żarówki miga aż wreszcie wybucha pozostawiając po sobie chwilowe iskry, chaos łapie każdego w tym pomieszczeniu, nawet mnie, zegar rozpada się wyrzucając kukułkę przed siebie wprost na drewnianą podłogę.
 Wnet wszystko cichnie, wszystko się uspokaja, a czas jakby staje w miejscu. Słyszę szept mężczyzny, mocny i potężny, czuje jego dłoń na swoim gardle
-Już jesteś moja, ty i twoja rodzina zginiecie niebawem. Jam jest diabeł, zapłacicie za wyśmiewanie mnie słono-kończy cichym syknięciem.
 I znów na strychu panuje apokalipsa. Kawałki talerza wlatują we mnie, słyszę okropne krzyki i głośne huki, co jakiś czas zapala się telewizor.
 Piski, krzyki trzaski wycie tłuczenie cały ten rozgardiasz tworzy magiczną symfonię, strachu i bólu. Przez to wszystko nagle przedziera się ryk parkującego Jeepa mojego ojca ! Wołam go.
 Słysze jak wbiega po schodach i wyważa drzwi, niestety ja mdleję po uderzeniu przez jakiś ciężki metalowy przedmiot.




------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ufff, skończony :D i jak podoba się ? Mi bardzo *-* i skoro mówię o samouwielbieniu to już ładuje mi się śliczna favikona *0* Liczę że jednak pokochacie tego bloga ;P, póki co spadam pisać nowy rozdział i ulepszać zakładki ;* .
Do następnego (albo do kom'ów XD).
Bajo