poniedziałek, 22 września 2014

Szept 4-Dotyk przeznaczenia.

  ''Każde nieznane dokądś prowadzi.''~David Mitchell 




 Postanowiłam że dzień ucieczki będzie już w czwartek. Przez dwa dni zaczęłam się pakować, ale razem z tym pojawiały się wątpliwości.
 Pakuje scyzoryk, ktoś będzie za mną tęsknić ?
 Pakuje termos, czy ktoś będzie zadawał pytania ?
 Pakuje ubrania, czy ktoś zda sobie sprawę ze zniknięcia jednaj ze szkolnych gwiazdy ?
 Jednak to właściwa decyzja, ja nie pasuje do świata intryg i kłamstw gdzie każdy jest wrogiem, a właśnie rodzice mają z tobą takie same relacje jak zdechła dżdżownica. Ucieczka jest jedynym wyjściem.
 Po dwóch dniach pakowania, poznawania Rayana i rozwiązywania dylematów nadchodzi dzień U (ucieczki). Obawiałam się go i zarazem pragnęłam. Dziś rodzice z rana jadą w delegację, a brat po szkole idzie nocować do kolegi. Cały dom będzie wolny aż do piątkowego poranku kiedy to wszyscy domownicy znajdą mój list pożegnalny. Nie chcę, ale muszę stąd zniknąć. Rayan ma załatwić auto za które muszę w połowie zapłacić, tak samo jak i za benzynę. Jedyną rzeczą darmową w naszym beznadziejnym życiu jest śmierć.
 Dokładnie o trzynastej wrócę do szkoły, będę miała tylko godzinę na dalsze sentymenty i zabranie oszczędności ze schowka. O czternastej zaczyna się ucieczka, Rayan przyjeżdża po mnie bryką za, którą zapłaciłam tysiąc pięćset złotych uradzone wcześniej ze domowego sejfu, jest tam zaledwie dziesięć tysięcy, po odjęci całkowitych kosztów na benzyn i inne używki wyjdę na minusie, reszta jest bezpieczna w banku. Zabroniono mi brać karty kredytowe. Na luksusy nie liczę, ale mam nadzieję że zdobędzie jakiegoś lepszego kampera czy jakiś większy wóz towarowy. Następnie już tylko z górki przejechać przez pół kraju wprost z Los Angele do Nowego Orleanu, miasta odwiecznej walki ze nierządnicami, wampirami i ludźmi mądrzejszymi od rządzących. Sama nie wiem czego mam się tam spodziewać, mogą mi powiedzieć że jednak się pomyliłam, a to oznaczało by chorobę psychiczną. Boje się bo to bardzo możliwe.
 Wstaje powoli z łóżka. Odhaczam krzyżykiem w kalendarzu dzisiejszy dzień czyli czwartek. Stres narasta. Dzień zmian nadszedł, po nim już nic nie będzie takie same
 Jak co dzień pakuje się, robię makijaż i jem śniadanie. Jestem sama w domu z przyrodnim bratem.
 Brandon ma dwanaście lat, jest niskim blondynem o jasnej karnacji, cierpi na nerwicę tak samo jak moja matka.
 -Hej idiotko, dzisiaj śpię u kolegi-mówi, a jego słowa zapadają głucho w powietrzu.- Wracam do domu jutro po południu więc jeśli urządzisz jakąś imprezę, a ktoś dotknie moich rzeczy powiem że jesteś w ciąży.
 -Co ?-szokuje mnie jego słownictwo,, to niesamowite jak telewizja potrafi zmienić urocze dzieci w niewydarzone potwory. Dziwne że wcześniej byłam tak nieczuła na słowa jakich używamy- A z resztą i tak nie robię żadnej imprezy-staram się być miła więc zręcznie zmieniam temat na poważny.- Spój na mnie ! Choćby nie wiem co nigdy mnie nie zapomnij, pamiętaj że jestem twoją siostrą która bardzo cię kocha.
 -A ja jestem  wielką ciotą i odwzajemniam twoje uczucia. Weź co ty chcesz się ciąć czy znów ćpałaś ?Dobra mniejsza bajo.
 -Bajo
 Być może widzę go ostatni raz. Nie wyszło tak jak chciałam, wyszło jakby z kiepskiej czeskiej komedii, ale cóż i tak za bardzo ich nie obchodzę. Odwraca się przechodząc przez próg uśmiechając się, odwzajemniam ten gest. Żegnaj.
 Ja także muszę iść do szkoły, ale zanim to zrobię wyciągam trzy duże torby, dwa małe plecaki i dwie torebki do holu by być już gotową na ucieczkę. Ostatni rzut okiem na dom i wychodzę.
 Podążam w ciszy wciąż niepewna tego co mnie czeka. Boje się, naprawdę bo wiem że to ogromny i być może najważniejszy krok w moim życiu, ale dobrze wiem że tu nie pasuje, moje miejsce jest gdzie indziej.
 Idę przez zatłoczone korytarze naszej szkoły, zazwyczaj uczyłam się średnio choć gdybym chciała mogłabym być naprawdę dobra, ale czemu nie chcę być dobra skoro mogę ?
  Pierwsza lekcja mija spokojnie, ale w trakcie drugiej mam nieustające przeczucie że coś się stanie albo co gorsza już się stało. Nagle dzwoni mój telefon, mówię nauczycielce że muszę do toalety i szybko wybiegam z klasy. Wchodzę do kabiny i dzwonie pod ten numer który właśnie dzwonił.
 -Halo, kto mówi.
 -Megan Cleanbreath, a kto pyta ?
 -To ja Rayan. Posłuchaj, zamiana planów. Musimy uciekać, teraz. Później ci wszystko wyjaśnię. Będę pod szkołą za pięć minut. Szybko !-rozłącza się.
 Coś się dzieje, coś o czym nie mam pojęcia. Znów muszę biernie uciekać.
 Wbiegam szybko do klasy i mówię nauczycielce że strasznie boli mnie brzuch. Sama nie wiem czemu to zrobiłam zamiast po prostu uciec.
 -Proszę pani naprawdę może pani mnie zwolnić ?
 -Nie-odpowiada sucho.
 -Ale proszę pani !-błaga
 -Siadaj bo zaraz pójdziesz do tablicy !
 I co teraz ? Nie mam wyboru, z resztą i tak już tutaj nie wrócę. Raz się żyje. Siadam, pakuje się i powoli zakładam torebkę na ramię wyciągając przy tym puder z kosmetyczki, użyje go za chwilę jako bezlitosnej broni.
 Jakby zaklęta wstaję kierując się ku drzwiom, wszyscy wpatrują się we mnie i się śmieją, a nauczycielka chwyta mnie za rękę. Czas na show. Uderzam ją prosto w twarz na co ona ku mojemu zdumieniu popycha mnie wprost na ławkę, a ja kopię ją w żebra. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam.
 -Spierdalaj stara suko-wrzeszczę.
 -Do dyrektora !-krzyczy
 -Do dyrektora to se możesz dawać kurwa dupy !-krzyczę na co ona szybko się podnosi. Mogłam uciec bo ta sytuacja napewno zostanie odnotowana w moich aktach, ale w sumie pierdolić je !
 Wybiegam szybko z klasy z daleka słyszę oklaski i gwizdy oraz ryk nauczycielki żeby mnie złapać, ciekawe dlaczego jej tak cholernie zależało by mnie zatrzymać. Połowa nauczycieli wyszło na korytarz żeby zobaczyć co się dzieje na szczęście nie zatrzymują mnie. To wszystko przypomina kiepską komedię, nie spodziewałam się agresji po nauczycielce matematyki, a w szczególności po pięćdziesięcioletniej kobiecie.
 Zeskakuje najszybciej jak mogę po schodach. Już jestem przed szkołą na placu gdy nagle dwaj nauczyciele wybiegają z budynku.
 Szukam Rayana, ale nigdzie go nie ma ! Nauczyciele są coraz bliżej, a ja biernie stoję przed ulicą. Jeśli mnie złapią będę miała poważne kłopoty. Odwracam głowę są dziesięć metrów ode mnie, gdy nagle przyjeżdża srebrnym kamperem mój sojusznik. Nie mam czasu na przyglądanie się jego wyglądu, po prostu wpadam i ruszamy z piskiem opon zostawiając po sobie chmurę kurzu. W  środku panuje schludny porządek.
 -Zmiana planów, musimy wyjechać szybciej. Zaraz będziemy pod twoim domem tam szybko wyciągniesz swoje rzeczy i wrócisz do auta, później ci wszystko wyjaśnię.-mówi, a ja siadam na kanapę.
 -Co ? Skąd w ogóle masz mój numer ? O co tu chodzi ?
 -Widzisz, świat dla takich jak my nie jest już tak dobry jak kiedyś. To długa historia, wytłumaczę ci wszystko w  drodze-mijają cztery minuty i już jesteśmy pod moim domem na końcu ulicy.-Gotowa ?
 -Chyba tak.
 -Lepiej wróć, sama nie jesteś bezpieczna.
 Wyskakuje z kampera wprost do mojego domu. Gdy jestem w środku panuje tu dziwny chłód, a telewizor jest włączony. Coś jest nie tak. Wchodzę do salonu, a tam już siedzi kobieta. Posiada śliczne białe włosy przypominające sztuczny śnieg. Ma chyba z pięćdziesiąt parę lat, ale jak na jej wiek wygląda bardzo dobrze, w młodości musiała być bardzo ładna. Jej piękne niebieskie oczy przypominają  zmęczone oczy robotnika w kopalni, wygląda na potężną i wpływową kobietę, ale co do cholery tutaj robi ?
 -Spokojnie-mówi nie odrywając ode mnie wzroku.-Nie bój się, znałam twoich rodziców. Jesteś Megan prawda ?-kiwam głową zaskoczona.- Nazywam się Valeria, należę do ludzi chcących zbawić świat, zresztą sama widzisz jak dookoła przemoc rządzi światem-robi pauzę i podnosi filiżankę herbaty, której wcześniej nie zauważyłam, popija roztaczając po pokoju duszący zapach i kontynuuje.-  Widzisz, istnieją ludzie obdarzeni różnymi talentami, niektórzy śpiewają inni tańczą... Za to jeszcze inni są tacy jak ty, czują, słyszą i widzą to co ty. Nie zaprzeczaj i nie pytaj skąd wiem. Nasze stowarzyszenie zajmuje się wyłapywaniem takich ludzi i proponujemy im pomoc w doskonaleniu się. Tak wiem jak to brzmi, ale działamy w pełni legalnie mając na myśli jedynie większe dobro, jednak mamy ograniczony czas działania.
 Wciąż milczę, naprawdę nic z tego nie rozumiem. Mam mętlik w głowie, jeszcze chwilę temu nudziłąm się w szkolnej ławce, a teraz dowiaduje się różnych dziwnych tajemnic.
-Jestem jak to się mówi''Szefem wszystkich szefów'', normalnie nie jeżdżę w teren tak daleko od naszej siedziby głównej, ale gdy tylko zobaczyłam twoje nazwisko od razu pojęłam że muszę to zrobić. Dla twoich rodziców. Dla ciebie.
-Muszę wracać do szkoły, mogła by pani wyjść ?-grzecznie pytam.
-Spokojnie, zaraz wyjdę. Ale ja wiem o że wcale nie wracasz do szkoły. Posłuchaj teraz uważnie Jeśli wejdziesz nie będzie odwrotu, uciekając zginiesz, zostając dowiesz się prawdy. Zrobisz jak chcesz, ale pamiętaj jedno, głupota to luksus, na który w dzisiejszych czasach nie możemy sobie pozwolić.
 Gdy to mówi przez moją głowę przelatują dziwne obrazy, w jednej chwili widzę dziwną budowle z drewna, później ktoś szepcze niezrozumiałe słowa. Wszystko ciemnieje i dostrzegam jedynie scenę gdzie moi rodzice są w małym okrągłym pokoju z tą kobietą, a ona mówi to samo zdanie tylko bardziej jadowicie. Po chwili wszystko wraca do normy. Czuje zapach mocnej herbaty, jeszcze nigdy nie czułam takiego zapachu, jest on delikatny i stonowany, a jednak potrafi przy dłuższym zaciągnięciu podrażnić nozdrza
 Czuję że czas na pogaduszki się skończył, czas uciekać.
-Przykro mi, muszę iść. Do widzenia.
-Tak spotkamy się jeszcze, ale w tedy nie będziesz miała już wyboru. A więc jak idziesz ze mną, Megan przemyśl to bo następnego razu może już nie być-podkreśla ostatnie słowo i wyciąga ręce licząc że podam jej także swoją.
 Ja nie podaję, wybiegam z domu wraz ze wszystkimi torbami i tajemniczą kasetą. Wrzucam szybko przedmiotu do kampera i wchodzę zajmując miejsce z przodu obok Rayana. Ruszamy, a ja ostatni raz spoglądam na swój dom i kolejny raz znikamy w kłębach dymu.
 -Czemu to tak długo trwało !
 -Musiałam eee... przejść się jeszcze raz po tym miejscu, wiesz nie łatwo jest porzucić swoje dawne życie dla jakiejś paranoi.
 -Dobra mniejsza- mówi jakby pod presją. - Wiem że dla ciebie nie wszystko jest jasne, postanowiłem ci wszystko opowiedzieć. Posłuchaj, nie wszystko co wiesz i znasz jest prawdą, twój światopogląd ulegnie złamaniu więc lepiej szykuj się na dłuższą rozmowę.-mówi od niechcenia.



------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ta dam !!! Oto se powracam, sam nie wiem, ale gdy tylko włażę na bloggera od razu wchodzę tu i piszę rozdział, jakaś taka wena doskonała *-*, szkołą się zaczęła prawie od miesiąca, a ja jeszcze żyje wakacjami ;-;. Dobra kończę pierdolić bo mam dużo nauki ;-;. Bajo
Ps: Wiem rozdział dziwny, ale nie będę pisać że jest beznadziejny bo każdy mój rozdział jest zajebisty (tak wiem egoistyczny ja XD).



4 komentarze:

  1. Haha, jak już to narcystyczny xD
    Małpiatko, wybacz, no ale SERIO. Miałam okres xD Zresztą nie wtajemniczam cię :P
    Spk, ok, jest dobsz.
    I u mnie nowy.
    A na więcej nmam siły ;-;

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak Tak, rozdział zajebisty :')
    Naginam czasoprzestrzeń i piszę ten komentarz, ale nic więcej teraz nie napiszę. Może w weekend :* Pierwiastki wzywają ;-;
    Baj!

    OdpowiedzUsuń
  3. wowowowow dobry rozdział. napisany z werwą. :D
    gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń